sobota, 31 marca 2018

Rozdział 2

     No i w końcu jest. Nie sądziłam, że przepisywanie rozdziałów z zeszytu na komputer będzie takie ciężkie. W szczególności, że nienawidzę wręcz pisać na komputerze. I jeśli ktokolwiek to czyta to obiecuję, że następny rozdział dodam szybciej. (A przynajmniej mam taką nadzieję😉)
Rozdział 2
     W końcu nadszedł ten ,,wyczekiwany" dzień. Wraz z Mają mieliśmy lecieć dziś do Hiszpanii. Moi rodzice zawieźli nas na lotnisko. Z Magdą pożegnaliśmy się jeszcze w domu. Nie mogła jechać, bo miała dziś próbę generalną przed ważnym występem.
     Na lotnisko przyjechaliśmy godzinkę przed czasem. Pożegnaliśmy się z moimi rodzicami i stanęliśmy w kolejce do odprawy. Mieliśmy tylko dwie walizki podręczne, więc nie było problemu z oddawaniem bagażu. Przez bramki przeszliśmy bez większego problemu. No prawie... Oczywiście Majka zapomniała ściągnąć kolczyki i bramka zapiszczała. Lecz szybko wytłumaczyła ochroniarzowi o co chodzi. Nie obyło się jednak bez ponownego przejścia (tym razem bez zbędnych ozdób). Po chwili dołączyła do mnie i usiedliśmy w kawiarence. Były tu wygodne, kremowe fotele i małe, okrągłe, szklane stoliki. Uznaliśmy, że nie ma sensu nic zamawiać.
     -Ciekawe jak tam będzie? - rozpoczęła rozmowę Maja.
     -Zobaczysz jak dotrzemy na miejsce. Mam nadzieje, że nie zapomniałaś zarezerwować hotelu?
     -Mamy jeden pokój z dwoma sypialniami, salonem i łazienką. Hotel jest na obrzeżach Madrytu. Wzięłam taki, na który nas stać, bo w centrum to ceny mają kolosalne.
     -Dziwisz się?
     -Nie, tylko stwierdzam fakty - widząc moją minę powiedziała. - No, ale hej, będzie fajnie, co nie?
     -Pewnie tak - powiedziałem mając złe przeczucie.
     -Zobaczysz, że mam racje. Poza tym już za późno na rezygnację.
     Kiedy to mówiła w głośnikach zabrzmiał głos: ,,Pasażerowie lotu..... linii Ryanair proszeni są o przejście do samolotu. Dziękujemy."
     -O, to nasz. Chodź Kamil, będzie super.
     -Nie wątpię - znów bez przekonania.
     Po jakichś 10 min byliśmy już na pokładzie maszyny. Usiadłem przy oknie, chcąc przez cały lot przez nie wyglądać. Obok, czyli na środku, usiadła Maja, a trzecie miejsce było wolne. Bagaże położyliśmy, nad naszymi głowami, na specjalnej półce. Z tego, co wiem, mamy lecieć 3 godziny. Założyłem słuchawki, uprzednio zerkając na Maję i ledwo powstrzymałem się od parsknięcia śmiechem. Bo samolot jeszcze nie wystartował, a ona już spała w najlepsze. No nic, przynajmniej mnie nie zagada na śmierć. Mimo tego co mówiłem na temat wyjazdu, to tak naprawdę cieszyłem się z tych wakacji. Nie mogłem jednak pokazać Majce, że czuje podekscytowanie na samą myśl o pobycie w Hiszpanii, bo by mi nie dała spokoju, mówiąc jakie to ona ma zawsze świetne pomysły i, że to dzięki niej mamy bilety. Zacząłem nawet planować jak spędzimy ten czas. Nawet nie wiedząc kiedy, poszedłem w ślady przyjaciółki i udałem się do krainy Morfeusza.
     Przyśniła mi się łąka pełna kwiatów. W oddali było widać stado saren. Wśród wysokiej trawy można było dostrzec wystające uszy zająca. Gdzieniegdzie  rósł mały krzaczek. Na środku tejże łąki swe potężne konary wznosił stary dąb. Coś mnie przyciągało do tego szlachetnego drzewa. Zrodził się we mnie głos karzący podejść bliżej. Moje nogi mimowolnie zaczęły iść w tamtą stronę. Gdy odległość dzieląca mnie z dębem zmniejszyła się usłyszałam czyjś głos. Rozejrzałem się dookoła, ale nikogo tu nie było. Jednak serce podpowiedziało mi, że to nie człowiek wypowiada te słowa, ale drzewo górujące nade mną. Był już na tyle blisko, aby z łatwością usłyszeć wypowiedź.
     Dawno temu było królestwo, którym władał dobry i mądry król z rodu Brandybucków. Miał on trzech synów. Najstarszy, przy ojcu grał kochającego swój kraj, przykładnego księcia i następce tronu. Jednak w rzeczywistości był nieobliczalny, nie szanował niczego co żyje na tym świecie. Czekał tylko na okazję, aby siłą przejąć rządy. Drugi syn, był dokładanym odzwierciedleniem swojego ojca. Miłował kraj swój i jego ludzi, którzy każdego dni ciężko pracowali, aby mieć z czego utrzymać swoje rodziny. Mimo iż nosił tytuł księcia, to nie wahał się pomagać swym poddanym. Często w pocie czoła wspomagał ludność na wsiach. Zaś trzeci, ostatni z synów, mając niespełna trzy lata zaginął bez śladu. Odbyła się wtedy wielka żałoba, która trwała trzy lata na cześć lat, które przeżył najmłodszy z książąt. Królowa zmarła z tęsknoty na synem. Tegoż samego dnia jej siostra, która była wieszczką, przepowiedziała wielką...
     To było ostatnie, co zdołałem usłyszeń. Nagle, praktycznie znikąd wyleciało stado wron. Było ich setki. Zaczęły latać wkoło mnie jakby zwariowały. Ich głośnie krakanie huczało mi w uszach, a głowę rozdzierały mi chrapliwe głosy.
     -Idź stąd... Wynocha... Nie pasujesz tu... Wyjdź... Nie chcemy cię tu...
     Dopiero po chwili zobaczyłem, że część z tych ptaszysk usiadła na dębie. Złapałem się za głowę, upadając na kolana. Czaszkę rozsadzał mi coraz głośniejszy huk i ogromny ból.
     Wtedy otworzyłem oczy. Krzyk ugrzązł mi w gardle. Rozejrzawszy się dookoła stwierdziłem, że znowu jestem w samolocie. Maja patrzyła na mnie z zaciekawieniem.
     -Co ci się takiego śniło, że nie mogłam cię obudzić?
     Czyli to był zwykły sen. Taa, zwykły... Coś mi mówiło, że drzwi do nowego rozdziału mojego życia zostały otwarte. Nie wiem tylko skąd taka myśl pojawiła mi się w głowie. Jednak jak szybko się narodziła, tak też szybko znikła. Chciałem odpowiedzieć Mai, ale nie wydobył się ze mnie żaden dźwięk, a wszystko przez bardzo wyschnięte gardło. Maja widząc to powiedziała: -Poczekaj chwilę – i poszła po wodę. Po chwili wróciła z naczyniem. - Powoli ostrożnie podała mi naczynie. Wypiłem wszystko duszkiem. Trochę zapiekło mnie gardło, ale nie zwróciłem na to uwagi.
     -To teraz mów, co ci się śniło.
     Opowiedziałem jej moją senną wizję ze wszystkimi szczegółami. Wyraz jej twarzy z rozbawionego przechodził w spanikowany. Osobiście nie wiem, co w tym takiego strasznego, ale jak widać bardzo się tym przejęła. Kiedy skończyłem relacjonować sen, rozglądnęła się dyskretnie po pokładzie samolotu. Wzruszyłem tylko ramionami i zerknąłem na zegarek. Powinniśmy niedługo lądować. Jak na zawołanie w głośnikach rozbrzmiał głos proszący o zapięcie pasów, gdyż będziemy przystępować do lądowania. Nie wszystko jednak poszło po myśli pilotów, gdyż przez 10 minut kołowaliśmy nad lotniskiem, nie mogąc wylądować.
     Wzięliśmy walizki. Miała już na nas czekać taksówka. Wsiedliśmy do niej, uprzednio wkładając walizki do bagażnika. Droga mijała nam spokojnie. W radiu leciała cicha, przyjemna muzyka. Po godzinie bylismy już w hotelu. Zmęczony, rzuciłem się na łóżko. Było dopiero południe, ale poduż bardzo mnie wymęczyła. Podniosłem głowę z podurzki, w drzwiach stała Maja. Wyglądała już na spokojną.
     -Co chcesz na obiad? Bo zamawiam.
     -Cokolwiek, jestem tak głodny, że wszystko by mi smakowało.
     -Okej, to wezmę coś lokalnego.
     -Yhymn.
     I wtedy urwał mi się film. Śniły mi się jakieś głupoty, króre nie miały ładu i składu. Dopiero głos Majki wyrwał mnie z drzemki. Przetarłem zaspane oczy, nie bardzo chcąc wstawać, ale zapach jedzenia skutecznkie mnie rozbudził.
     -Majuś?
     -No, co tam?
     -Dlaczego na lotnisku i w aucie byłaś taka niespokojna?
     -A... to nic takiego. Wiesz... ten stres podrużny i w ogóle – zakreśliła w powietrzu jakiś znak. – A, czemu pytasz?
     -Bo się martwię i powiedzmy, że ci wierzę. Na razie odpuszczam, ale wiesz, że otrafię być upierdliwy, gdy chcę się czegoś dowiedzieć. No i potrafię wyczuć, kiedy kłamiesz – uśmiechnąłem się i wyszedłem.
     Jeszcze nie zdążyłem wyjść spod prysznica, a Maja wparowała do łazienki krzycząc coś o basenie. Rozsunąłem delikatnie drzwi kabiny, wychylając głowę.
     -Dziewczyno, czy ty zawsze musisz mi włazić do łazienki?
     -Muszę, poza tym idziemy na basen, a tam jest woda, więc po co się teraz myjesz?
     Doprawdy, wziąłem sobie za przyjaciółkę prawdziwą mistrzynię dedukcji.
     -Pomyślmy..., może po to, aby ludzi nie poumierali jak przejdę obok nich? – o tak uwielbiam sarkazm.
     -Za 5 minut masz być gotowy – rzuciła i jak gdyby nigdy nic wyszła z łazienki.
     W miarę szybko się wytarłem i ubrałem, gdyż wiedziałem, że gdybym spóźnił się chociaż o minutkę to Majka mogłaby bezceremonialne wpaść tutaj (znowu xd). Jakimś cudem wyrobiłem się w czasie.
     Na basenie było całkiem znośnie. Nie jestem wielbicielem płynia, ale od czasu do czasu odwiedzam takie miejsca. Gdy Majka wyszła z szatni niemal od razu rzuciła mi wyzwanie. Kto pierwszy przepłynie dwie długości basenku spełnia jedną zachciankę drugiego. Trochę dziecinne, ale nadal nas bawi.
     -Jak zawsze wygram – zaśmiałem się.
     -Chyba w snach – rzuciła, wskakując do wody. Jej szczupła sylwetka z łatwością i gwacją przecinała wodę. Mimo swego wyglądu Maja nigdy nie zagościła w moim sercu jako ktoś więcej od przyjaciółki. Ze śmiechem ruszyłem za nią. Była już w połowie basenku, ale i tak dałem radę ją wyprzedzić i ostatecznie wygrać nasz mały turniej.
     -No to, o co by cię poprosić? – w głowie już układałem misterny plan.
     -Dałam co fory – fuknęła.
     -Taaa, kiedy? Jak wystartowałaś za wcześnnie, czy może wtedy gdy złapałaś mnie za kostkę?
     Mruknęła coś pod nosem i poszła do jaccuzzi. Wzruszyłem tylko ramionami i ruszyłem za nią. Oparłem się wygodnie, po raz pierwszy od przyjazdu rozluźniając mięśnie. Przymknąłem oczy rozkoszując się ciszą, która zbyt długo nie potrchwała.
     -Kamil...?
     -Co?
     -Idziemy na zjeżdżalnie?
     -Tu mi dobrze.
     -Ploooseee Kaaamilll, ploooseee Kaaamilll, p...
     -Dobra już, dobra – wstałem z westchnieniem.
     Jescze godzinę spędzili na basenie, a w drodze do pokoju Majka nabijała się ze mnie, że muszę nauczyć się hiszpańskiego, jeśli chcę pertraktować z ratownikiem na temat bezpiecznego kożystania z basenu.
     -Gdybyś tak nie szalała to by się nie doczepił.
     -No pewnie, najlepiej wszystko zwalić na niewinną dziewczynę.
     -Ta dziewczyna taka niewinna jak ja święty.
     -Przesadzasz – rzekła wchodząc do pokoju i momentalnie zamarła.
     Zerknąłem jej przez ramię i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Pokój był zdemolowany. Nasze rzeczy walały się po podłodze. Maja podbiegła do swoojej walizki i odsunęła zamek, którego na pierwszy rzut oka nie było widać. Pogrzebała chwilę w kieszeni, po czym wyciągnęła coś dociskając do piersi, a na twarzy pojawił się wyraz ogromnej ulgi.
     -Co tu się mogło stać?
     -Nie wiem – odpowiedziała błądząc wzrokiem po ścianach.
     -Powiadommy kogoś o tym – już miałem wychodzić, ale zatrzymał mnie cichy głos Maji.
     -Nie ma potrzeby. Posprzątajmy tu.
     -Ale... – wtedy to do mnie dotarło. - Ty wiesz kto tu był, prawda?
     -Skąd ci to przyszło do głowy?
     -Sama dajesz mi powody do takiego myślenia.
     -Dowiesz się w swoim czasie. A teraz sprzątnijmy tu trochę.
     Chyba nie mam innego wyjścia. W ciszy porządkowaliśmy kolejne pomieszczenia. Najdłużej zeszło nam z pomieszczeniem przeznaczonym na salon. Uklęknąłem chąc zobaczyć, czy soć nie wpadło pod komodę. Przy samej ścianie dostrzegłem coś w rodzaju mistycznego noża. Wyciąnąłem go i pokazałem Majce.
     -Może trzeba go oddać do recepcji. Chyba ktoś go zgubił.
     Dopiero teraz Maja zaszczyciła mnie swym spojrzeniem moje małe znalezisko. Jej oczy zrobiły się jak spodki, a twarz wykrzywiło przerażenie. Zdołała tylko wykrztusić:
     -Musimy stąd uciekać!
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz